Samotny muszkieter z rapierem (Cienioryt – książka)

Obiecałam wpis o książce. Pierwszej, którą zaczęłam i skończyłam na wakacjach. Zaczęłam ją czytać ze względu na autora, na którego prelekcję trafiłam na jednym z konwentów, bo zainteresował mnie jej temat. Dopiero później zaczęłam poszukiwać informacji o tymże człowieku, którym okazał się Krzysztof Piskorski, laureat Zajdla za powieść Cienioryt. Oczywiście musiałam przekonać się czy pisze równie dobrze, jak ciekawie mówi.

„Wierzę w siłę serca, które wybierze prawdę…” czyli Opera Otwarta

Dzisiaj wpis, za który planowałam się zabrać już od  soboty wieczór, kiedy to miałam okazję uczestniczyć w pewnym wyjątkowym wydarzeniu. Mianowicie – w ramach obchodów 650-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego – na Rynku Głównym zostało zaprezentowane widowisko muzyczne pt. „UNIVERSA – Opera Otwarta” autorstwa kompozytora (znanego głównie z muzyki filmowej) Jana A.P. Kaczmarka.

Dla „dzieciaków”: Wychowani na… cz. 1

Są serie kultowych książek dla młodzieży, na których „wychowują” się całe pokolenia. Takich jak „Pan Samochodzik”, seria Szklarskiego o Tomku Wilmowskim, seria o Ani Shirley, o Harrym Potterze…

Obecnie chodzą słuchy, że czytelnictwo zamiera, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży, dlatego chciałabym pokazać, że nie jest tak źle, bo w tym momencie takie serie są co najmniej dwie. Za inspirację – do przeczytania i napisania tych notek – podziękowania należą się mojemu bratu, który sam czytać zaczął i sprawił, że książki przeczytało pół rodziny.

Dzisiaj o serii zagranicznej – John Flanagan i jego „Zwiadowcy”.

Fleming. Ian Fleming.

Nie wiem, czy wszyscy wiecie, ale James Bond nie jest postacią filmową. A przynajmniej – nie był nią oryginalnie. Na początku James Bond był bohaterem książek szpiegowskich. Książek, których autorem był właśnie niejaki Ian Fleming. Ale dzisiaj nie o książkach chciałam pisać. Dzisiaj będzie o filmie (a właściwie kolejnym mini-serialu), opowiadającym właśnie o autorze i twórcy postaci Bonda – „Fleming: The Man Who Would Be Bond”

„Widzicie?… Nawet Śmierć ma serce.”

Właściwie nie lubię sytuacji, kiedy książka jest wypromowana przez film. Drażnią mnie sytuacje, kiedy ktoś dowodzi, że ekranizacja jest lepsza, bo książka nie jest z nią zgodna (sic!). W tym wypadku jednak istnieje możliwość, że gdyby nie film (którego zresztą nie oglądałam, przynajmniej na razie), nigdy bym o książce nie usłyszała. I z pewnością byłaby to bardzo duża strata.

O czym mowa? O „Złodziejce książek”.