Fleming. Ian Fleming.

Nie wiem, czy wszyscy wiecie, ale James Bond nie jest postacią filmową. A przynajmniej – nie był nią oryginalnie. Na początku James Bond był bohaterem książek szpiegowskich. Książek, których autorem był właśnie niejaki Ian Fleming. Ale dzisiaj nie o książkach chciałam pisać. Dzisiaj będzie o filmie (a właściwie kolejnym mini-serialu), opowiadającym właśnie o autorze i twórcy postaci Bonda – „Fleming: The Man Who Would Be Bond”

Serial jest kolejną mini-produkcją BBC – składa się z 4 odcinków po 45 min każdy i opowiada historię Fleminga i jego przygody – głównie w czasie II wojny światowej, kiedy to pracował jako oficer wywiadu. Można zaryzykować stwierdzenie, że twórcy próbują odpowiedzieć na pytanie dlaczego Bond jest taką postacią jaką jest i ile w nim z prawdziwego Iana Fleminga. Zadanie ambitne, ale rozwiązane z całkiem dobrym i ciekawym efektem.

Doskonale w sferze wizualnej wykorzystany jest motyw pisma maszynowego

 Za serial zabrałam się głównie ze względu na obsadę, a właściwie na jeden punkt w tej obsadzie, tzn. Larę Pulver (tutaj w roli Ann O’Neil), którą jak do tej pory widziałam tylko w Sherlocku (w fenomenalnej roli Irene Adler) i byłam pod jej ogromnym wrażeniem, ponieważ zagrała tam rzecz, która według mnie jest jednym z najtrudniejszych wyzwań aktorskich, a mianowicie – zagrała, że gra. Jednak, jako że nie jestem osobą, która łatwo wydaje wyroki i lubię wyrobić sobie własną opinię na jakiś temat, poszukiwałam bardzo intensywnie kolejnego filmu bądź serialu z jej udziałem, żeby potwierdzić jej talent. Właściwie się nie zawiodłam – gra również świetnie, natomiast… jest to rola bardzo podobna do tej, z której ją znałam. Mam nadzieję, że nie da się zaszufladkować do grania tego pewnego specyficznego rodzaju kobiet. Mam wrażenie, że byłoby to marnowanie jej talentu i bardzo chciałabym zobaczyć ją w roli „normalnej” kobiety. ;)

Co do obsady – bardzo pozytywnie zaskoczył mnie grający główną i tytułową rolę Dominic Cooper. Wcześniej kojarzyłam go głównie z roli Howarda Starka w Kapitanie Ameryce i tam mnie – szczerze mówiąc – jakoś szczególnie nie zachwycił. Po prostu był. Tutaj natomiast portretuje komandora Fleminga w naprawdę niezwykle udany sposób – oddając zarówno jego wątpliwości, irytującą arogancję, skłonność do pakowania się w niebezpieczeństwa, jak i koloryzowania wszystkiego.

W ten sposób dochodzimy do kolejnej bardzo ważnej rzeczy – twórcy opowiadają nam historię. Historię opartą na biografii prawdziwej osoby. Przyznam się, że sporą część (zwłaszcza dwóch pierwszych odcinków) spędziłam na zastanawianiu się „Ale on naprawdę…?”. Na koniec jednak twórcy sami mrugają okiem do widza, ale też uświadamiają mu ważną rzecz – tak naprawdę nie do końca można oddzielić co tutaj było prawdą i zostało później tylko wykorzystane w fikcji, co było pozą, a co było całkowitym zmyśleniem (od którego główny bohater nie może uciec ani się powstrzymać). Chyba najlepszym podsumowaniem jest dialog, który Ian prowadzi z Monday: „Zmyśliłeś całą tę historię, prawda?… Ale to była świetna historia!”. Bardzo ciekawie patrzeć na kogoś, kto nie może wręcz powstrzymać się od wymyślania historyjek i początkowo dość mocno na tym cierpi, a później udaje mu się przekuć ten nawyk w pasję, a nawet sposób na życie. Przyznam się, że nigdy nie byłam jakoś szczególnie przywiązana do historii o Bondzie – traktowałam je li i jedynie jako czystą rozrywkę (zarówno w wersji filmowej jak i książkowej), jednak po pooglądaniu tego serialu chętnie zaznajomiłabym się bardziej z biografią autora. Chociażby po to, żeby w końcu dowiedzieć się, czy (a raczej co!) było naprawdę. ;)

Atutem filmu jest też to, że bardzo przyjemnie się go ogląda. W warstwie wizualnej i muzycznej również jest pełen nawiązań do klasycznych motywów z filmów o Bondzie. Poza tym w obu tych sferach film jest doskonale dopracowany. Mnie urzekła zwłaszcza sfera wizualna – zarówno scenografia jak i kostiumy są naprawdę świetne. Przede wszystkim za kostiumy przyznaję moją własną, osobistą nagrodę – jako osoba zazwyczaj niezwracająca uwagi na tego typu rzeczy, a jeśli już, to kwitująca je najczęściej stwierdzeniem w rodzaju „Fajne, ale ja bym nie włożyła.” Znalazłam co najmniej dwie sukienki, które z wielką radością powiesiłabym we własnej szafie.

Jedna z najładniejszych filmowych sukienek, jakie widziałam. I jedna z niewielu, w jakie z ogromną chęcią bym się ubrała. ;)

Dodatkowo trzeba pochwalić za świetne dopracowanie realiów historycznych. Zarówno w sferze wizualnej, jako oddanie pewnego klimatu prawdziwej epoki, a także przy trzymaniu się jako takiej historii II wojny światowej (co do trzymania się biografii Fleminga się nie wypowiem, bo – jak pisałam powyżej – niewiele o niej wiem). Poza tym trzeba też zauważyć bardzo zgrabne połączenie tego klimatu z filmami o Bondzie. Kolejna ładnie rozwiązana przez twórców zagwozdka. Świetnie są też sportretowane realia psychologiczne, o czym pisałam trochę już powyżej. Jednak – moim zdaniem, choć może to tylko skrzywienie wynikające z kierunku studiów – jest to warte podkreślenia. Można by się było nawet pokusić o diagnozę problemów kilku osób (z głównym bohaterem na czele). ;)

Serial ma (przynajmniej na razie) jeden mankament – nigdzie nie znalazłam go w wersji polskojęzycznej. Tym nie mniej – zwłaszcza fanom Bonda, choć nie tylko – w wersji angielskojęzycznej zdecydowanie polecam.

Leave your comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.