Kawałek chaosu: Gdzie jestem, kiedy mnie nie ma?

Każdy, kto obserwuje moje działania w internecie, wie, że wzorem systematyczności nie jestem. Ba, wręcz bardzo często „znikam” – nie pojawiają się nowe wpisy na blogu, o jakieś aktualizacje w mediach społecznościowych też trudno… Przez długi czas, do niedawana właściwie, mnie samej taka świadomość bardzo przeszkadzała. Ale przemyślałam i przeżyłam sobie kilka rzeczy i… już nie przeszkadza. Dzisiaj o tym dlaczego i po co. I trochę jako ostrzeżenie przed tym, co może się dziać w przyszłości. Bo na pewno tych nawyków nie zmienię.

Do tej pory świadomy detoks cyfrowy przeprowadzałam sobie przy okazji świąt i – częściowo – wakacji lub urlopów różnego rodzaju. W innych momentach, kiedy zdarzała mi się przerwa, zawsze w jakiś sposób się tym przejmowałam i kiedy dotarło do mnie, że zajęłam się czymś innym i na długo zaniedbałam np. bloga albo ogólnie pojęte media społecznościowe (w większości z tym blogiem właśnie związane), to było mi głupio i starałam się to „nadrobić”, co jak wiadomo nie jest łatwe. Było mi też głupio, że nie dotrzymuję słowa związanego z zapowiadanymi wpisami. A ile różnych „strategii” i „planów” miałam już przygotowanych! Nie muszę chyba dodawać, że właściwie żadne z nich nie wypaliły i nie zostały w pełni wdrożone?

Co więc zmieniło się tak nagle? Dlaczego w ogóle teraz o tym piszę? Jaką doskonałą strategię zamierzam wdrożyć? Otóż… żadną.

Nie ukrywam, że miałam ostatnio ciężki okres w życiu. Nałożyło się na to sporo różnych czynników, o których niekoniecznie chcę się rozpisywać, ale najważniejsze jest to, że musiałam trochę zwolnić. Miałam czas na odpoczynek, miałam czas na myślenie. Byłam też odpowiednio nastrojona. Może po prostu przyszedł odpowiedni czas i zwyczajnie…. dorosłam? Niby nie jest to nic odkrywczego, ale przekonałam się na własnej skórze, że pewne rzeczy – tak jak pewne okresy swojego życia – wolę po prostu przeżyć. Bez zajmowania się myśleniem i zastanawianiem się nad tym, że od tygodnia nie opublikowałam obiecanego wpisu, który jest już w sumie skończony, tylko brakuje mu zdjęć. Bez sprawdzania czy aktualne wydarzenia na świecie nie wpłynęły na to, że mogę napisać coś ciekawego albo znaleźć coś ciekawego do udostępnienia. Bez szukania najlepszego zdjęcia do wrzucenia na fanpage. Bez nadrabiania seriali, na które nie mam siły, bo czuję się w obowiązku to zrobić. Bez kombinowania kiedy mogę napisać ten wpis do akcji, w której wszyscy biorą udział.

Niby zawsze to wiedziałam, a wszystko co wiem o psychologii i ludzkim mózgu całkowicie to potwierdza – nie da się robić kilku rzeczy na raz. Nie da się skupiać na więcej niż jednej rzeczy. Nie da się myśleć na więcej niż jednym poziomie na raz. Więc albo będę coś przeżywać, albo będę to rejestrować. Albo będę oglądać serial dla przyjemności albo zastanawiać się co o nim napiszę (to mogę zrobić później, ale już nie tak dokładnie). Albo będę śledzić wszystkie informacje o produkcji, albo zapewnię sobie wejście w świat i wiedzę bohaterów tej historii. Albo spędzę czas z ludźmi, których kocham albo będę szukać popkulturowej kartki świątecznej. Albo będę wrzucać zdjęcia z konwentu albo pogadam ze znajomymi, których widuję raz lub dwa razy do roku. I dochodzę do wniosku, że zdecydowanie wolę żyć niż to życie rejestrować. Więc jeśli widzicie jakieś pojedyncze zdjęcie z konwentu, to raczej nie spodziewajcie się więcej – wpadnijcie na moją prelekcję, albo napiszcie wiadomość z pytaniem gdzie jestem i chodźcie pogadać. A jeśli mnie długo na blogu nie ma, jeśli na fanpage’u nic się nie dzieje i ciągle nie publikuję tego, co obiecałam – sprawdźcie Instagram (może jestem w jakiejś podróży, tam się wtedy coś więcej dzieje) albo wiedzcie, że w danym momencie w moim życiu dzieje się coś ważniejszego. Albo po prostu potrzebuję pobyć sama ze sobą, uporządkować głowę i odpocząć.

Co więcej i dlaczego piszę o tym tak szeroko? Może dlatego, że czuję potrzebę, żeby się tym podzielić i poniekąd ostrzec wszystkich tutaj wpadających. Mam nadzieję, że taka zmiana podejścia – związana ze zmniejszeniem ilości rzeczy, którymi się przejmuję – podziała lepiej i na ilość wpisów. Postaram się jednak pojawiać tutaj – za bardzo lubię pisanie bloga, żeby z tego zrezygnować. Postaram się też ostrzegać przed zaplanowanymi przerwami na życie. Ale wiecie jak jest – czasami życie dopada nas bez ostrzeżenia.

One thought on “Kawałek chaosu: Gdzie jestem, kiedy mnie nie ma?

Leave your comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.