O serialu miałam napisać już jakiś czas temu (właściwie od momentu, kiedy się skończył), ale jakoś się nie mogłam za to zabrać. Dzisiaj natomiast została podana informacja, że powstanie drugi sezon. Z radości aż postanowiłam wreszcie popełnić dawno obiecany wpis o Agent Carter.
Wszystkim, którzy nie wiedzą o czym mówię, spieszę z wyjaśnieniem. Tytułowa Agent Margaret „Peggy” Carter jest postacią, która po raz pierwszy pojawiła się w filmie o Kapitanie Ameryka. Akcja serialu rozgrywa się po zakończeniu wojny, kiedy to wszyscy próbują dojść po niej do siebie. A sama Peggy próbuje dodatkowo dojść do siebie po śmierci Steve’a.
To jest zresztą jeden z najmocniejszych punktów tego serialu – doskonale widać po nim problemy powojennego społeczeństwa, które bardzo chciałoby wrócić do „normalności”, czyli stanu sprzed wojny, ale nie bardzo może, bo ta rzeczywistość dotknęła wszystkich. Ktoś ma żonę Żydówkę, ktoś został ranny i do końca życia będzie niepełnosprawny, komuś zawalił się świat, bo żona go zostawiła. Są mężczyźni, którzy wrócili z wojny i nikt nie chce im dać pracy; są kobiety, które zaczęły pracować w czasie wojny i chcą to robić dalej. Nie mówiąc o tym, że większość bohaterów ma większe lub mniejsze objawy PTSD. Jest sama Peggy, która właściwie pracuje w agencji szpiegowskiej, ale jest traktowana jak sekretarka. Jej współpracownicy nie bardzo wiedzą, co innego z nią zrobić – przecież nie mogą jej wywalić, ostatecznie jest bohaterem wojennym… Jest społeczeństwo, w którym najcięższym możliwym oskarżeniem jest to o współpracę z wrogiem i sprzedawanie mu broni. Jest wreszcie oskarżony o to wszystko (a jakże!) Howard Stark, ukrywający się i proszący Peggy o pomoc. No i jest Jarvis. Ten oryginalny Jarvis.
A przy okazji mamy całą estetyczną oprawę odpowiednich czasów – samochody, stroje, piosenki, muzykę… Soundtrack został co prawda napisany teraz, ale tak ładnie wpasowuje się w realia, że aż miło posłuchać. Kolejny, który chętnie przygarnę, jeśli ktoś wie, gdzie go znaleźć…
Kolejną mocną stroną serialu są bohaterowie i relacje między nimi. Po pierwsze – jeśli ktoś potrzebuje dowodu na to, że Tony Stark nie był adoptowany, ten będzie wystarczający. Biorąc pod uwagę kolejność powstawania filmów i serialu – Dominic Cooper dostał szansę zagrania Howarda na wzór Tony’ego. Dostał nawet scenę przesłuchania przed komisją senacką, która jest praktycznie kopią tego, co widzimy w Iron Manie. Coopera cenię już od występu w serialu o Flemingu (chociaż jak patrzę na niektóre jego inne „wyczyny”, to czasem trochę wątpię…) i tutaj zdecydowanie potwierdza, że nie jest złym aktorem.
Kolejnymi postaciami, które są bardzo dobrze przedstawione są współpracownicy i przełożeni Peggy. Z jednej strony – zachowują się jak ludzie swojej epoki i trudno mieć o to do nich pretensje; z drugiej jednak – do większości z nich (a do wszystkich najważniejszych postaci) poczułam w ciągu trwania serialu sporą sympatię.
Głównymi postaciami są jednak Peggy i – towarzyszący jej w śledztwie – najbardziej stereotypowo brytyjski kamerdyner Jarvis. Relacja między tą dwójką jest tak niesamowita, że nawet nie podejmuję się opisywania jej. Trzeba to zobaczyć, uwierzcie mi! Powiem Wam jednak (w tajemnicy), że efektem tego serialu jest ogromne zdziwienie na widok zdjęć z Kapitana Ameryki. Bo przecież przy Peggy zawsze stał Jarvis, a nie jakiś blondyn w mundurze… Aktorom (Hayley Attwel i James D’Arcy) zdecydowanie pomaga fakt, że najwyraźniej świetnie dogadują się też poza scenariuszem.
To dopiero same pozytywne postaci, i to nie wszystkie. O przeciwnikach nie wspomnę (bo trzeba by było za szeroko opisywać intrygę), ale są równie warci poznania.
Trzeba też wspomnieć o tym, że ktoś zdecydowanie przyłożył się do dopracowania szczegółów choreografii ruchu – to jak Peggy bije ludzi (łokciem!), jak Daniel (Enver Gjokaj) chodzi o kulach i mnóstwo innych drobiazgów, na które zapewne nie zwróciłam uwagi…
Dodatkowo serial ma jeszcze inne, nie mniej ważne zalety. Po pierwsze – jest zabawny, w pewien sytuacyjny, nienarzucający się sposób. Jak w życiu. Po drugie – bohaterowie są inteligentni, co w serialu dotyczącym szpiegostwa i odkrywania tajemnic jest dość ważne dla wiarygodności fabuły, a niestety nie jest regułą. Jednym słowem – czekam na drugi sezon!
PS. Odpowiadając wszystkim, którzy mogą wyciągnąć w tym momencie argument „E, oglądasz, bo kobieta bohaterzy, szał taki Wam wyszedł…”. Ze względu na taką relację między bohaterami jak najbardziej oglądałabym też serial, gdzie na pierwszym planie byłoby dwóch przezbywających mężczyzn (tak, pierwszy sezonie Muszkieterów, na ciebie patrzę).