Psychologia w (pop)kulturze – co mogłoby pójść nie tak?

Podobno każdy ma swojego świra. Albo skrzywienie zawodowe. Ja mam oba (chociaż właściwie jeszcze nie pracuję). A przy okazji lubię się czepiać. ;)

Zapraszam na przegląd najczęstszych rodzajów błędów związanych z psychologią, które pojawiają się w (pop)kulturze! Z przykładami głównie serialowymi i filmowymi. :)

Studiuję dziedzinę tak bliską (i jednocześnie tak daleką) życiu każdego z nas, jak to tylko możliwe. Wiele osób uważa się za ekspertów od psychologii, bo przecież „znają się na ludziach”. A ja zgrzytam zębami słysząc jakie bzdury potrafią po takim wstępie wygadywać. ;) Scenarzyści  i reżyserowie nie są wyjątkami. A oto przykłady tego, jakie cuda potrafią tworzyć:

Mózgi są skomplikowane…

Pierwszą kategorią błędów są te dotyczące budowy mózgu. Nie, nie wymagam od wszystkich znajomości szczegółów (sama ich nie znam), ale jak już wstawiamy do dialogów nazwę struktury mózgowej, to przydałoby się sprawdzić za co naprawdę ona odpowiada, a nie liczyć na to, że nikt nie zauważy bezsensu takiego stwierdzenia. Najbardziej rzucający się w oczy przykład (doprowadzający do szału moją koleżankę oglądającą serial) występował w The Walking Dead – zombiakom miał działać tylko i wyłącznie pień mózgu, co skutkowałoby tym, że nie byłyby w stanie m.in. poruszać się i wydawać z siebie żadnych dźwięków.

Jest też wyższy poziom „wtajemniczenia”, a mianowicie wymyślenie takiej budowy mózgu, która nie miałaby prawa działać (cóż, tym mogą się popisać najwyżej autorzy science-fiction tworzący nieludzkie mózgi). Tu jako przykład przychodzi mi do głowy pojawiająca się sugestia, że Doktor ma więcej niż jeden mózg. Nie wchodząc w szczegóły – to nie za bardzo możliwe, nawet dla Władcy Czasu. Układ nerwowy działa trochę inaczej niż krwionośny…

Ale, chwila, że co to niby jest?

Druga kategoria dotyczy nazw, które mają brzmieć odpowiednio mądrze i naukowo, a problem jest z nimi jeden – coś takiego po prostu nie istnieje w terminologii psychologicznej. Głównie chodzi tu o diagnozy związane z nieistniejącymi chorobami (teraz wszyscy fani Sherlocka, którzy nie chcą burzyć swojego światopoglądu, omijają końcówkę tego zdania), jak słynny „wysoko funkcjonujący socjopata” – takiego zaburzenia po prostu nie ma! Zdarzają się też wymyślone przez twórców nazwy teorii psychologicznych, ale to jestem bardziej skłonna wybaczać. No, chyba że streszcza się pod jakąś dziwną nazwą naprawdę istniejącą teorię – ale to jest inna kategoria. ;)

Co najciekawsze – w tej kategorii znajdują się też pojęcia stworzone przez scenarzystów, formalnie nie występujące w psychologii, ale doskonale oddające to, o co akurat chodzi. Chyba najlepszym przykładem jest tu (absolutnie przeze mnie ukochana!) „rekalibracja poznawcza” z Avengersów. ;)

Nieoczekiwana zmiana miejsc

Chyba najbardziej oczywista w tym zestawieniu kategoria, czyli coś, co widzimy ma się kompletnie nijak do tego, co słyszymy. Także tutaj głównym problemem są przeważnie „diagnozy” dotyczące określonych zaburzeń, na które cierpi dana postać. Nie wchodząc w szczegóły – większość filmowych i serialowych „psychopatów” wcale psychopatami nie jest. ;)

Ktoś czegoś nie doczytał…

Ostatnia kategoria odnosi się właśnie do przedstawiania teorii psychologicznych, co bardzo często nie ma nic wspólnego z ich prawdziwą treścią. Dotyczy to zwłaszcza teorii dość starych i już zakorzenionych w kulturze i świadomości potocznej. Chyba najbardziej wdzięcznym przykładem jest tu psychoanaliza – w różnych formach – które albo się miesza, albo przeinacza, albo robi z nimi jeszcze jakieś dziwa… Zarówno jeśli chodzi o samą teorię, jej terminologię, jak i sposoby i możliwości prowadzenia za jej pomocą terapii. Do dziś pamiętam moje załamki w kinie przy drugiej części Sherlocka Holmesa i wybuchy śmiechu na Niebezpiecznej metodzie (chociaż tam niektóre były podyktowane zgoła czymś innym…).

Żeby obiektywizmowi uczynić zadość – zdaję sobie sprawę z dwóch rzeczy, które powyższy post wydaje się pomijać. Po pierwsze, że pewne uproszczenia na ekranie są konieczne (psychopata brzmi dużo prościej i bardziej zrozumiale niż np. „zaburzenie osobowości typu borderline”). Po drugie, że istnieje cała masa filmów i seriali, które tych błędów nie popełniają i pokazują (a także nazywają) wszystko zgodnie z podręcznikami. I które student psychologii może spokojnie wykorzystywać do nauki. Przynajmniej w pewnym zakresie. ;) Ale o tym będzie w innej notce. A właściwie – notkach. :) Chociaż czepiania się również nie zaniecham. Zwłaszcza czepiania się jednego twórcy… ;)

Leave your comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.