Nie znam Cię, ale już Cię lubię!

Zapewne większość z nas zna ten efekt – widzimy kogoś, kogo zupełnie nie znamy, ale nagle czujemy do niego ogromną sympatię. Czasami to ktoś, kogo mijamy na ulicy albo ktoś kto usiadł obok w tramwaju. Nie znamy go i zapewne nigdy nie poznamy. Czasami to ktoś dopiero spotkany, o kim wiemy tylko jak ma na imię… Ale czujemy, że już go lub ją lubimy. Bo czyta naszą ulubioną książkę; bo ma koszulkę drużyny, której kibicujemy; bo ma na torbie przypinkę serialu, który oglądamy; bo jego dzwonkiem w telefonie jest nasza ukochana piosenka; bo na ścianie pokoju wisi u niego plakat filmu, który… i tak można by było wymieniać jeszcze długo.

A wiecie, co jest najlepsze? To „irracjonalne” uczucie ma całkiem logiczne naukowe wyjaśnienie! ;)

UWAGA – post będzie zawierał duże ilości psychobełkotu¹.

Mechanizmy odpowiedzialne za to zjawisko są właściwie dwa, ale – do pewnego stopnia – zdecydowanie ze sobą związane.

Pierwszy odnosi się do naszej tożsamości i czegoś, co nazywa się ekstensjami. Mówiąc w największym skrócie – są to wszelkie „przedłużenia”, zewnętrzne elementy człowieka. W odniesieniu do tożsamości są to te wszystkie elementy, które mogą być częścią tzw. jaźni materialnej (Czasem ważniejsza jest zawartość i własność, a nie rzecz sama w sobie – MÓJ laptop, MÓJ telefon, MOJA książka, MÓJ samochód itp., to nie to samo co jakiś inny laptop, telefon, książka czy samochód. Nawet jeśli – formalnie rzecz biorąc – są całkowicie identyczne). Przydatne jest tutaj także (pochodzące z tej samej teorii) pojęcie jaźni społecznej, czyli przynależności do pewnej grupy, co można poznać właśnie po oznakach zewnętrznych (pozdrowienia dla fandomu, który – poza kibicami sportowymi – jest chyba najbardziej „umundurowaną” grupą uzewnętrzniającą w ten sposób swoje zainteresowania).

Właśnie z przynależnością do grupy wiąże się drugi mechanizm – już bezpośrednio odpowiedzialny za wzbudzanie sympatii. Jest to mianowicie coś, co w psychologii nazywa się „minimalną różnicą międzygrupową”. O co chodzi? O rzecz najprostszą na świecie – jeśli podzielimy zupełnie obcych sobie ludzi na dwie grupy (nawet na podstawie zupełnie nieistotnego czynnika, takiego jak kolor koszulki, którą dzisiaj ubrali), ogólna tendencja będzie taka, że ludzie będą bardziej lubić członków swojej grupy (nawet jeśli nigdy ich nie widzieli i są to dla nich osoby całkowicie hipotetycznie siedzące w drugim pokoju!), będą odnosić się do nich życzliwiej i przyznawać im większe nagrody.

Z punktu widzenia ewolucji jest to oczywiście bardzo dobry mechanizm – warto umieć bardzo szybko ocenić, kto jest „swój”, a kto „obcy”. No i faworyzowanie „swoich” jest tu logiczne i po prostu się opłaca. Ale jeśli to działa przy całkowicie nieistotnych i niewielkich cechach odróżniających grupy, to co dopiero jeśli widzimy kogoś utożsamiającego się z czymś, co jest częścią naszej tożsamości?…

Oczywiście mechanizm działa także w drugą stronę – jeśli ktoś zaczyna źle mówić o czymś, co lubimy tak bardzo, że jest to część naszej tożsamości, czujemy się osobiście dotknięci i obrażeni. A nawet możemy w ogóle zmienić opinię o danym człowieku… ;)

971149_630554680301886_806691273_n

Na koniec możemy się pozastanawiać, co każdy z nas ma wpisane w swoją tożsamość. I właściwie – nie powinno to nikogo dziwić. Któż z nas nie przedstawiał się nigdy w ten sposób: „lubię chodzi po górach”, „lubię czytać komiksy”, „fotografuję”, „interesuję się filmem”? Tutaj jest to po prostu poziom bardziej szczegółowy. A im bardziej szczegółowy – tym mocniej działa. ;)

 


¹ Tzw. „psychobełkot” jest pojęciem wynalezionym przez studentów psychologii (wraz z ich zirytowanymi rodzinami i znajomymi), na określenie wszystkich długich i naukowo brzmiących słów oraz teorii z tej dziedziny (często opisujących doskonale znane i codzienne zachowania). Nie jestem już w stanie (niestety!) dojść jego dokładnego autorstwa.

Leave your comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.