Na co czekam w Black Pantherze?

Większość osób czytających tego bloga i znających mnie trochę lepiej doskonale wie, że na film o Black Pantherze czekam niecierpliwie od kiedy go ogłoszono.

O Afryce wiem sporo (mnie samą ta świadomość co i rusz zaskakuje, bo nigdy się za żadnego eksperta nie uważałam i uważać się nie będę). Od paru lat jestem po prostu wolontariuszką w Centrum Charytatywno-Wolontariackim Solidarni, które zajmuje się pomocą i współpracą z misjonarzami w różnych krajach afrykańskich – zarówno z księżmi zgromadzenia Stowarzyszenia Misji Afrykańskich, jak i stowarzyszonymi z nimi misjonarzami świeckimi. Za tydzień wyjeżdżam do Afryki, a konkretnie do Tanzanii, gdzie spędzę prawie miesiąc (dlatego niewykluczone, że właśnie stawiam sobie pomnik własnej głupoty, a za miesiąc będę się śmiała ze swoich naiwnych wyobrażeń Afryki, które mam w tej chwili).

 

Do Black Panthera podchodzę emocjonalnie i z ogromnym wyczekiwaniem z dwóch powodów. Po pierwsze po prostu strasznie lubię tę postać. Przemawia do mnie jego spokój i trochę inne, bardziej stoickie podejście do świata i życia. Może dlatego, że sama zupełnie taka nie jestem i czasem mi tej umiejętności brakuje? Po drugie zaś – nawet ważniejsze – to może być niesamowita okazja do zrobienia filmu zupełnie innego, który w dodatku zwróci uwagę na wiele ważnych rzeczy i przybliży szerokiej publiczności kulturę afrykańską (która nie istnieje, ale o tym za chwilę).

 

Do filmu zostało jeszcze sporo czasu (wchodzi do kin w połowie lutego 2018), ale widzieliśmy już pierwszy trailer, dostaliśmy dwa plakaty i mieliśmy okazję posłuchać reżysera i aktorów opowiadających o filmie w czasie Comic Conu w San Diego. Na podstawie tych wszystkich informacji (albo raczej prawie wszystkich, do czego wrócimy), chciałabym dzisiaj zrobić listę rzeczy na które liczę i których się obawiam w przypadku tego filmu. Oczywiście pamiętając, że mamy do czynienia z kinem superbohaterskim, a nie z poważnym dramatem społecznym.

 

 

Na początek – czego bym chciała i na co liczę:

Inny klimat

Oczywiście nie mam na myśli pogody, choć to też nie zaszkodzi. Chciałabym przede wszystkim, żeby ten film był inny. Żeby pokazywał inne myślenie, podejście do świata, życia, ludzi, władzy. Żeby pokazywał kraj afrykański, gdzie ludzie myślą inaczej niż my. Nie lepiej, nie gorzej, po prostu inaczej. A ponieważ przy okazji jest to kraj bardzo rozwinięty, to trzeba się z nim liczyć. Chociaż dogadanie się nie zawsze jest łatwe.
Coś takiego będzie bardzo trudno pokazać, wiem. Ale przynajmniej ten klimat inności już mnie usatysfakcjonuje.

Kwestia plemienności

Właściwie nie ma kraju afrykańskiego, który byłby całkiem jednolity plemiennie i etnicznie. Problemy z tym związane czasem są mniejsze, czasem większe, czasem rozwiązane… Ale zawsze w jakiś sposób te różnice się pojawiają.

Wiemy już, że w filmie o Black Pantherze występuje 5 plemion zamieszkujących Wakandę. Wiemy też, że każde z nich będzie miało jakąś własną identyfikację (prawdopodobnie zwierzęcą, choć nie zostało to do końca potwierdzone) i zwyczaje. Bardzo czekam na to, w jaki sposób zostanie to pokazane.

Języki

Pisałam już o tym przy okazji analizowania Civil War. Nie sądzę, żeby pojawiło się wiele więcej języków (umówmy się, tworzenie czy wyszukiwanie osobnego języka dla każdego ze wspomnianych plemion byłoby przesadą i chyba stworzyłoby tylko niepotrzebne zamieszanie (raczej mało kto je rozróżni…) ale liczę na więcej xhosa, przynajmniej tyle.

Kobiety!

Wiadomo już, że kobiet będzie sporo i będą odgrywać ważną rolę. Same postaci ochroniarek (istnieje w ogóle takie słowo? jeśli nie, to właśnie je stworzyłam) T’Challi są fenomenalnym pomysłem i dobrze poprowadzone mogą sporo dodać do tej historii. Równie fascynująco zapowiada się postać Shuri, czyli młodszej siostry T’Challi, która w tym układzie ma być technologicznym geniuszem, pracującym głównie w tworzeniu technologii wykorzystujących vibranium. Ktoś nawet określił ją jako „wakandyjską, żeńską wersję Tony’ego Starka”. Powiedzcie sami – czy to nie brzmi super?!
Istnieje także postać Pani Szpieg działającej w świecie zewnętrznym (grana przez Lupitę Nyong’o, której fanką jestem tak w ogóle, na wielu poziomach), o której sama zainteresowana mówiła, że trochę w typie Jamesa Bonda. Jaram się.

Problemy z białymi ludźmi

Nie jestem fanką babrania się w historii i kolonializmie. Owszem, to nie była najbardziej chlubna karta w historii ludzkości. Owszem, jej skutki widać do dzisiaj. Owszem, sporo rzeczy jest jeszcze do zrobienia i poprawienia na tym polu. Ale świat idzie do przodu, a ten element nie tłumaczy wszystkiego (choć tłumaczy wiele). Chciałabym pokazania kraju, który doskonale radzi sobie z białymi. To biali nie radzą sobie z nim, bo nie da się do niego podejść standardowymi metodami. Takie trochę odwrócenie perspektywy i eksperyment myślowy „co by było gdyby”.

A teraz czego się obawiam:

Kolonializmu w narracji – w obie strony

I przepraszania za niego i tłumaczenia nim wszystkiego i znajdowania rozwiązań przez ludzi z zewnątrz. Nie jest to duża obawa, liczę na mądrość twórców z „kontynentu”, ale gdzieś tam z tyłu głowy mam, że to jednak Hollywood, które uwielbia równać świat do Stanów…

Pokazania Afryki jako jednolitej całości

Pisałam już o tym skąd biorą się różne już pokazane elementy kulturowe. Pisałam o tym, że podoba mi się to z jak różnorodnych części czerpią twórcy (jakoś tę fikcyjną kulturę przecież stworzyć trzeba), ale obawiam się, że to tylko umacnia mit widzenia Afryki jako monolitu, co jest błędnym i bardzo uproszczonym myśleniem, rozpowszechnionym w kulturze Zachodniej (która, tak swoją drogą, jest bardziej spójna niż rzekoma „kultura afrykańska”). To jest bardzo mocna i realna obawa.

Na szczęście macie mnie, a ja już mam w planach rozpisanie tych odwołań kulturowych na mapę Afryki. Ale tym zajmę się w lutym, po tym jak już zobaczę film.

 

Na razie jestem pełna optymizmu i oczekiwań. Zwłaszcza, że wypowiedzi aktorów zdają się pokazywać, że twórcy są równie podekscytowani jak publiczność. Fragment filmu pokazany na Comic Conie w słynnej hali H zebrał owacje na stojąco i wielkie pochwały właściwie wszystkich, którzy go widzieli.
Jest to swoją drogą jedyny z dostępnych materiałów, którego nie wykorzystałam. Są dostępne tylko opisy pokazanego fragmentu, ale ja nie czytam nawet ich (a już na pewno nie oglądałabym samego w sobie urywku filmu), ponieważ wychodzę z założenia, że pozbawiam się w ten sposób zarówno kontekstu pokazywanej sceny (teraz) jak i części niespodzianki (w kinie). Jeśli Was interesuje opis – link macie powyżej. Ja nie wiem co w nim jest.
Ale możecie zobaczyć reakcję aktorów na tenże fragment (oni również widzieli go w gotowej formie po raz pierwszy) i posłuchać co ma do powiedzenia Lupita.

 

 

A że znalazłam ten wywiad już po tym, jak napisałam ten wpis, to chyba mogę być optymistką, prawda? Lupicie można chyba wierzyć.

 

PS. To teraz wracam do pakowania mojej wielkiej walizy i zastanawiania się o czym jeszcze zapomniałam. A wszystkich, którzy chcą śledzić moje afrykańskie wojaże, zapraszam na bloga projektu, a także na naszego Facebooka i Instagrama. Zdjęć będzie dużo, to mogę obiecać już dziś!

Leave your comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.