Jak można lubić kogoś, kto nawet nie istnieje?

Jakiś czas temu zastanawiałam się nad tym, dlaczego lubimy ludzi, który dzielą z nami jakieś zainteresowania. Teraz przyszedł czas na zastanowienie się nad tym, dlaczego lubimy jakąś postać fikcyjną.

Oczywiście – jak w przypadku sympatii dla innych osób – tutaj także działa mechanizm identyfikacji. Tylko że tutaj działa to nieco inaczej. ;)

Najprostszym mechanizmem identyfikacyjnym jest podobieństwo – lubimy kogoś, kto ma podobne cechy (przede wszystkim te pozytywne), jak my. Przy czym – wcale nie musimy mieć tych cech jakoś bardzo widocznych i rzucających się od razu w oczy. Jednak jeśli się zastanowimy na tym, jakie są nasze ulubione postaci i za co je lubimy bądź podziwiamy, a później nad tym, czy takie cechy mamy, bardzo często okaże się, że tak – czasem w dużo mniejszym natężeniu, czasem nie wszystkie; ale te najważniejsze, za które najbardziej cenimy danego bohatera najprawdopodobniej są też w pewnym stopniu naszą charakterystyką.

Określanie konkretnych cech może być bardzo pomocne – zwłaszcza, jeśli chcemy spróbować komuś (lub sobie!) wytłumaczyć dlaczego lubimy jakąś postać, która wg wszelkich znaków na niebie i ziemi jest postacią negatywną (albo przynajmniej wątpliwą pod tym kątem), z którą teoretycznie „nie powinniśmy” się identyfikować. Jednak wiedza o tym, za co ją lubimy może tu bardzo pomóc. ;)

<uwaga na marginesie> Przy problemie ulubionych postaci negatywnych można byłoby jeszcze wejść w kwestie archetypów i tego, że coś dziwnego (czytaj: potencjał zostania złoczyńcą) może siedzieć w naszej podświadomości. Ale to już zupełnie inna bajka. Pozdrawiamy Junga i nie będziemy się tym tutaj zajmować. ;) </uwaga na marginesie>

Możemy także identyfikować się z postacią mniej szczęśliwą i podziwianą (a także współczuć jej), ponieważ ma ona podobne problemy do naszych. Taka identyfikacja może mieć dodatkowy, bardzo dobry skutek: może ona mianowicie zadziałać na nas w sposób pozytywny – wskazując drogi rozwiązania problemów, nadając im indywidualne znaczenia lub pomagając w przeformułowaniu problemu i/lub rzeczywistości i przekształceniu tego wszystkiego w pozytywy, który będzie można wykorzystać w życiu.

Nie tylko hobby. ;)

Oczywiście tutaj jest to często kwestia bardzo zależna, od sposobu poprowadzona postaci oraz jej rozwoju w toku fabuły, jednak w ogólnym rozrachunku takie mimowolne oddziaływania, którymi przesiąkamy, mogą być bardzo pomocne – zarówno w rozwiązywaniu konkretnych problemów, jak i po prostu w rozwoju (raczej dość dobrze widać, które pomysły rozwiązania problemów dały efekt dobry, a które trochę gorszy…). Szczególnie mocno oddziaływać mogą seriale, w których przeżywamy co tydzień fragment życia bohaterów – widzimy jak zmiany przebiegają stopniowo i są rozłożone w czasie; dodatkowym czynnikiem wzmacniającym jest także realizm świata przedstawionego.

Na koniec proponuję doświadczenie polegające właśnie na zastanowieniu się nad tym, jakich bohaterów i za co konkretnie się lubi i podziwia. Zaręczam, że potrafią wyjść z tego bardzo ciekawe rzeczy, zwłaszcza, gdy ma się w pamięci, że zapewne te podziwiane cechy posiada się samemu. ;)

A najlepiej więcej niż jeden! ;)

PS. Jak pewnie niektórym udało się domyślić, wpis powstał z inspiracji technikami biblioterapii (pomocy w rozwoju oraz wspomagania terapii psychologicznej poprzez różnego rodzaju historie – głównie książki), o których ostatnio się uczę. :)

4 thoughts on “Jak można lubić kogoś, kto nawet nie istnieje?

  1. Ciekawe, ale ja zauważyłam, że raczej lubię te postaci, które mi jakoś imponują, które są takim jakby wzorem do naśladowania. Za to mam kilka postaci, których szczerze nienawidzę właśnie dlatego, że są tak podobne do mnie… tzn. najpierw ich niewawidziłam, a potem zauważyłam, że są bardzo do mnie podobne…

    1. Jasne, tak też może być. :)
      Jak pisałam – przeważnie lubimy podobieństwo pod kątem cech, które uważamy za pozytywne (także w sobie). Jeśli coś mnie denerwuje w moim własnym zachowaniu, będzie mnie też denerwować postać, która taka jest (nawet jeśli kolejność uświadamiania sobie tego jest odwrotna). A skoro wiadomo, kto imponuje – nic, tylko naśladować! ;) Skoro ktoś nam imponuje, a dalej go lubimy, to znaczy, że mamy do niego bliżej niż nam się może wydawać. ;) Ale to już włażenie w kolejną teorię, więc może skończę tutaj. :P

  2. Jakby to powiedział mój profesor od czytelnictwa (i jednocześnie duży autorytet w tej dziedzinie) : biblioterapia nadaje się do klozetu:P
    Sama nie mam zdania, bo o tych technikach wiem niewiele. Właśnie, może zaproponujesz jakiś ciekawy artykuł, tak żeby odrobinę zapoznać się z tematem?

    1. Jak wszystko w psychologii: to zależy. :P Terapie też zależą – różne rzeczy pasują różnym ludziom (i to równie bardzo w odniesieniu do klientów, jak i do terapeutów), więc nie będę się sprzeczać z Twoim profesorem, zapewne miał rację. ;)
      Ja czytałam głównie książki, ale myślę, że jako ogólne wprowadzenie niezła będzie książka Ireny Boreckiej „Biblioterapia: teoria i praktyka. Poradnik.” – jest w miarę krótka i bardzo prosta w odbiorze (nie jest typowo psychologiczna, może dlatego :P ).

Leave your comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.