FMF 2013 z SST.com :)

Już tłumaczę co znaczą dziwne skróty w tytule notki.

Ale zacznijmy od tego, że będzie ona lekko wspomnieniowa – będziemy musieli cofnąć się bowiem do końcówki września tego roku, kiedy to (i tutaj wyjaśnienie pierwszego ze skrótów) Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie. Festiwal, który od kilku ładnych lat jest stałym punktem mojego „kulturalnego rozkładu jazdy”. ;)

A czym jest SST? Jak łatwo się domyślić – stroną internetową. ;) Ale nie tylko. Jest to bowiem strona, na której znaleźć można (chyba największą) międzynarodową społeczność ludzi zainteresowanych muzyką filmową, forum tematyczne (które jest tak duże, że ja od dwóch lat ciągle uczę się po nim poruszać i ciągle się w nim gubię) oraz radio internetowe, w którym to użytkownicy decydują o playliście. Forum jest angielskojęzyczne, ale jest na nim też spora grupa Polaków, którzy zawsze chętnie pokierują nowoprzybyłych. W ogóle wszyscy, których miałam okazję do tej pory poznać (zarówno wirtualnie, jak i na żywo podczas krakowskich festiwali) są pozytywnie zakręceni i wspaniali! ;)

Serdecznie zapraszam: http://www.streamingsoundtracks.com/ :)

A sam Festiwal?… Tegoroczny udało mi się „zwiedzić” w trochę mniejszym wymiarze, niż np. zeszłoroczny, na którym byłam całym. Teraz na niewątpliwy plus dla organizatorów zaliczam świetnie zorganizowane warsztaty dla kompozytorów oraz spotkania z kompozytorami, pokazującymi swój praktyczny warsztat (genialny w tej roli Trevor Morris, autor muzyki m.in. do serialu „Rodzina Borgiów”) oraz konkurs dla młodych kompozytorów (ze zwycięskim Matthijsem Kieboomem).

Z koncertów – byłam tylko na dwóch. Sobotniej Gali Kompozytorów, która była dla mnie świetnym wydarzeniem, z ogromną ilością doskonale znanych kompozytorów i ich wspaniałej muzyki (pomysł na którąś kolejną edycję festiwalu – „Marzyciel” z muzyką na żywo… już fragmenty były bajkowe!). Drugim był oczywiście koncert główny, czyli pokaz „Matrixa” z muzyką na żywo. Zawsze miło sobie w taki sposób pooglądać film, choć ten akurat nie był dla mnie aż tak dobrze zrobiony jak wcześniejsze  – nie było aż takiej różnicy pomiędzy muzyką w filmie oglądanym „normalnie”, w kinie czy telewizji a z muzyką graną na żywo („Władca pierścieni” oczywiście wygrywa w tej kategorii – różnica była kolosalna, oczywiście na korzyść tej na żywo; choć „Piraci z Karaibów” też byli na bardzo wysokim poziomie).

Minusy tegorocznego festiwalu? Przede wszystkim data. Majowa była – moim zdaniem – znacznie lepsza. Po pierwsze ze względu na większą odległość w czasie od kolejnych podobnych wydarzeń (chociażby festiwalu w Gandawie), a po drugie ze względu na temperaturę. Wśród moich SST-owych znajomych obcokrajowców utarło się nawet stwierdzenie „Krakow-cold” ;)

Jak zwykle jednak festiwal zaliczam na ogromny plus i na pewno będę na kolejnych jego edycjach (marzenie – powrót do „Piratów…” No i „Hobbit”…). To chyba jedyne miejsce, gdzie można porozmawiać i poznać tak wielu tak fascynujących ludzi zajmujących się muzyką filmową. I przekonać się na własnej skórze jak przemiłymi ludźmi są np. Abel Korzeniowski czy Don Davis. ;) Nie wspominając o Diego Navarro, corocznie spotykanym na obiedzie albo kawie… ale takie rzeczy, to już chyba tylko z SST. ;)

Leave your comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.