Doktor… tzn. Szpieg w Warszawie

No co ja poradzę na to, że jak słyszę „David Tennant”, to widzę Doktora?… A konkretnie – Dziesiątego Doktora*?… No nic nie poradzę…

Za to serial „Szpiedzy w Warszawie”, nakręcony na podstawie książki Alana Fursta o tym samym tytule, jest z pewnością wart recenzji. Z powodów… różnych. Ale wart.

Pierwszym z powodów jest to, że serial (a właściwie mini-serial; w polskiej wersji są to 4 odcinki po ok. 45 min., w angielskiej natomiast – dwa, po ok. 1 godz. 25 min.) jest współprodukcją TVP i BBC. Współpraca historyczna, bo zdarzyła się po raz pierwszy. Podział zadań wyglądał tak, że strona angielska zajęła się powstawaniem serialu (scenariusz, muzyka, reżyseria, zdjęcia…), natomiast strona polska „dostarczyła” część aktorów oraz plenery. Cały serial był kręcony w Polsce, co jest bardzo często podkreślane. Podkreślane jest też to, jak piękny mamy kraj. Czyżby pozytywne efekty EURO2012?…

Ale przyznać trzeba, że plenery prezentują się w serialu bardzo dobrze. Jest Warszawa, detale Krakowa, panorama gór… W ogóle zdjęcia są bardzo dobre – do tego stopnia, że dwa kadry wylądowały u mnie na komputerze jako tapety na pulpit – i jest to jedna z bardzo dużych zalet filmu.

Drugą zaletą są aktorzy, przede wszystkim odtwarzający dwie główne role (i w tym momencie Janet Montgomery musi mi wybaczyć, ale Anny Skarbek nie uważam za główną rolę, choć jest ona również dobrze zagrana) czyli wspomniany już David Tennat w roli pułkownika Jeana-François Merciera oraz Marcin Dorociński w roli Antoniego Pakulskiego. Panowie ci kreują dwóch przyjaciół – Polaka i Francuza, którzy obydwaj są szpiegami oraz wojskowymi, działającymi w Warszawie w przededniu II wojny światowej. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie kreacja Dorocińskiego (nie znam zbyt dobrze polskich aktorów ani szczególnie się nie orientuję w ich dokonaniach). Gra spokojnie, postać wygląda wiarygodnie… a, co najciekawsze – gra lepiej w wersji angielskiej! Tak, przy okazji tego serialu został popełniony dubbing, i nawet sam zainteresowany wypowiadał się w jakimś wywiadzie, że to „zabawne przeżycie podkładać głos pod samego siebie”. Definitywnie słychać w dubbingu, że jest robiony później – jest po prostu dużo „sztywniejszy” i gorzej zagrany niż po angielsku. Co do Tennanta… Właśnie, jeśli ktoś oczekuje Doktora – zawiedzie się srodze. Ta rola jest zupełnie inna. Żadnego ADHD i skakania po planie (chociaż płaszcz się pojawia)*, wręcz kamienny, zimny spokój i wyrachowanie… także świetnie zagrane. Możemy też zobaczyć „dowód” na jego przynależność do kategorii aktorów „grających twarzą”. Jest scena, w której David robi z twarzą… właśnie. Coś. To nie jest uśmiech, to nie jest pół-uśmiech; nawet nie ćwierć-uśmiech. Po prostu drgnął mu jeden mięsień w lewym policzku. A jednak ten wyraz twarzy mówi wszystko, co w tym momencie jest konieczne.

Z przykrością muszę stwierdzić, że ze znaczących pozytywów – to już wszystkie. Jest kilka rzeczy, które oceniam bardziej na zasadzie „Tak, ale…”, fajnie się zapowiadających, ale z niewykorzystanym potencjałem.

Pierwszą z nich jest muzyka. Ma ona przebłyski bycia niezłą, zwłaszcza pod koniec serialu, jednak to trochę za mało. Poza tym – jak dla mnie jest jej właśnie zbyt mało i momentami jest zbyt jednostajna. Drugą z rzeczy z tej kategorii są języki i akcenty. W wersji brytyjskiej fajną rzeczą jest to, że słychać akcenty (polski, rosyjski, ukraiński, niemiecki…), momentami także obcy język (głównie właśnie niemiecki, choć pojawiają się też wstawki po rosyjsku i ukraińsku – swoją drogą, ciekawe ile osób w Wielkiej Brytanii pomyślało, że jest to polski, który nie pojawia się chyba ani razu) i są one naprawdę dopracowane. Jednocześnie bardzo bawi mnie to, że główna postać, będąca francuskim arystokratą, mówi z czystym brytyjskim akcentem i nie wypowiada bodajże ani słowa po francusku (a przecież potrafi!*). Dubbing, nad którym się tak wszyscy znęcali przerażał mnie tylko na początku. Później trochę przeszkadzał, ale chyba najbardziej dlatego, że znam głos Tennanta (znów wszystko rozbija się o niego), chociaż Andrzej Chyra jest do tej roli dobrze dobrany i dobrze sobie z nią radzi.

Została jeszcze kwestia tego jak serial spisuje się jako ekranizacja książki. Cóż, trzeba zacząć od tego, że bynajmniej nie są to szpiedzy w rodzaju Jamesa Bonda, a raczej historia jest podobna w stylu do twórczości Johna LeCarrego. Pomysł fabuły polega na tym, iż francuski oficer (będący attache wojskowym ambasady w Warszawie) usiłuje przekonać wszystkich swoich zwierzchników, że wojna jest nieunikniona i coraz bliższa. Problem polega głównie na tym, że w Paryżu praktycznie nikt w to nie wierzy. Akcja rozpoczyna się pod koniec roku 1937, a kończy na początku września 1939. Książka dość dobrze trzyma się realiów historycznych i tutaj mam kolejny żal za niewykorzystany potencjał do twórców filmu. Książka zaczyna się bowiem od dość dobrego wstępu, który można byłoby określić jako „historia Polski dla obcokrajowca w pigułce” – wyjaśnione są rozbiory, nasza niechęć zarówno do Niemców jak i Rosjan, to że nowo powstałe państwo znaczy dla Polaków trochę coś innego niż dla Francuzów czy Brytyjczyków… Niestety twórcy scenariusza i reżyser całkowicie tą wstawkę wycięli, choć, moim zdaniem można było ją (oczywiście po odpowiednim skróceniu, ale i to dałoby się spokojnie zrobić) umieścić na początku filmu, choćby jako głos z off’u. Zarówno film, jak i książka mogą wydawać się na początku nieco „porwane” (styl LeCarrego się kłania ponownie), jednak w przypadku oglądania filmu bez uprzedniego przeczytania książki wrażenie to może być dużo silniejsze i wręcz przytłaczające i zniechęcające do dalszego oglądania. Brakuje też niektórych opisów, chociażby postaci, które w książce są bardzo starannie przedstawiane i wprowadzane na scenę z dużą ilością informacji dodatkowych – kto zacz, gdzie i jaką rolę pełni…

Ogólnie – zarówno film, jak i książka – są ciekawe, interesujące i na pewno nie są stratą czasu. Jednak nie są genialne na tyle, żeby rzucać wszystko i zabierać się za nie. Jeśli ma się czas – tak. Ale nic na siłę.

 

* Wszystkie dziwne odwołania w tym tekście odnoszą się do serialu telewizji BBC pt. „Doctor Who?”, w którym w latach 2005-2010 David Tennant wcielał się w rolę tytułową. Serial polecam, tak na marginesie. ;)

Leave your comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.