Bajka dla dorosłych (Into the Woods – film)

Dzisiaj będzie wpis nietypowy, bo wpis o filmie, który na pierwszy rzut oka wygląda jak bajka dla dzieci – jednak nic bardziej mylnego. Natomiast jest to bajka, którą zdecydowanie powinni obejrzeć dorośli.

Mowa o (relatywnie) nowym filmie pt. Into the Woods (polski tytuł: Tajemnice lasu. Ech…)

Na początku na pewno warto nadmienić jeden istotny fakt – to jest musical. Taki prawdziwy, gdzie postaci co chwilę śpiewają. A pioseki nie są tylko wypełniaczami i przerywnikami, ale faktycznie wnoszą dużo do całości – zarówno pod kątem popchnięcia fabuły do przodu, jak i dania nam wglądu w myśli, uczucia i motywacje bohaterów. Kompozytorem muzyki jest Sondheim – chyba najbardziej znany z muzyki do Sweeney Todd. Tutaj doskonale widać, że linia melodyczna wyszła spod ręki tego samego kompozytora. ;) Film jest bowiem adaptacją musicalu scenicznego, a co ciekawe – adaptacji dokonali sami twórcy i wyszło im to (podobno, ja ja jeszcze nie widziałam oryginału, chociaż się do tego przymierzam) bardzo dobrze. Adaptacja polegała – oczywiście na skróceniu całości. Wycięte zostały jednak bardzo przemyślane – najbardziej drastyczne – momenty.

Właśnie – warto pamiętać o fakcie, że jest to baśń. I wiąże się to ze wszystkim tym, w co klasyczne baśnie obfitują: jest całkiem sporo brutalności, krwi, okropieństw i podtekstów. Obcinanie palców u nóg? Obcinanie pięt? Oślepianie? Wydziobane oczy? Utopienie w bagnie? Wszelkie psychonanalityczne interpretacje metaforyczne Czerwonego Kapturka? Proszę bardzo, wszystko jest. Właśnie dlatego zdecydowanie nie jest to film dla dzieci. Ale też klasyczne baśnie nie były tylko dla dzieci. A może nawet – nie dla nich przede wszystkim.

Dlaczego więc polecam ten film? Przekona się o tym każdy, kto przetrwa więcej niż początek. Bo początek faktycznie początek może wydawać się jeszcze jedną próbą opowiedzenia tych samych bajek, które znają wszyscy – o Kopciuszku, o Czerwonym Kapturku, o Jacku Pogromcy Olbrzymów, o Roszpunce… Ewentualnie wstawiając do nich piosenki. Co w tym takiego dziwnego (pomijając rapowanie Wiedźmy)? Nic. Ale to dopiero połowa…

A w drugiej połowie zaczyna się właściwie to, co najważniejsze. Pokazanie, że warto uważać, czego sobie życzymy, a spełnienie snów nie zawsze jest najlepszym, co może nam się przydarzyć (a często wręcz przeciwnie). Pokazanie, że każdy czyn ma konsekwencje, a próba wykręcenia się od nich – choć całkowicie naturalna – nie jest najlepszym pomysłem. I wreszcie – co dla mnie chyba najważniejsze i najciekawsze, i dlaczego twierdzę, że to bajka skierowana do rodziców – końcowe przesłanie, dotyczące tego, że czegokolwiek byś nie robił i kimkolwiek byś nie był, zawsze jesteś wzorem dla jakiegoś dziecka.

Warto zauważyć też, że przesłanie nie jest tylko wielkim i ogólnym morałem. W trakcie filmu pojawiają się pomniejsze ważne wątki. Problem z podjęciem ważnej życiowej decyzji, zwłaszcza po raz pierwszy? Strach przed zostaniem rodzicem i wychowywaniem dziecka, zwłaszcza samotnie? Strach przed nie zostaniem rodzicem? Problemy małżeńskie? Dorastanie dziecka? Rozstanie z przyjacielem? Chęć zaimponowania innym? Śmierć bliskiej osoby? Mówisz – masz. W dodatku – co również jest bardzo ciekawe – większość problemów poruszanych jest w piosenkach, co czyni je (moim zdaniem) nieco lżejszymi do przyjęcia.

Przy czym nie ma tu jasnych i gotowych odpowiedzi. Jest raczej stwierdzenie, że właściwie nie uda się nigdy wykluczyć wątpliwości i zawsze trzeba brać pod uwagę, że Wiedźma może mieć rację, a Olbrzym może być dobry. Nikt nam tutaj niczego nie ułatwi.

Przy okazji – film jest absolutnie cudowny do oglądania i niesamowicie zabawny. Wyobraźcie sobie Chrise’a Pine’a (Kapitan Kirk w nowej serii filmów Star Trek) grającego Księcia z bajki. Patrzącego intensywnie wielkimi błękitnymi oczami, zarzucającego blond grzywką, jeżdżącego na białym koniu, cierpiącego, mówiącego egzaltowanym głosem… a to wszystko z kamienną twarzą. Wyśmianie wszelkich schematów Księcia z bajki jest w jego wykonaniu tak cudowne, że dla samego tego wątku warto ów film zobaczyć.

A film zawiera przecież jeszcze Meryl Streep w roli Złej Czarownicy (tak, to ona rapuje!), Johnny’ego Deppa jako Wilka (on się pojawia na jakieś 5 min maksymalnie, więc reklamowanie nim filmu było przesadą; tym nie mniej – nie jestem w stanie wymyślić zbyt wielu innych osób, które potrafiłyby tak operować głosem, żeby zmieścić AŻ TYLE podtekstów w jednej, w sumie prostej i krótkiej, scenie).

Warto dodać, że film zagrany, a przede wszystkim zaśpiewany! jest świetnie. Piosenki (o czym mogliście się przekonać sami, słuchając wstawionych wyżej przykładów) do łatwych nie należą, ale zaśpiewane są naprawdę świetnie.

Mnie osobiście podobała się też strona wizualna – niezbyt przesadzona, ale jednak bajkowa. Czy też może bardziej baśniowa. I mroczna. Ale prawdziwa. Bo w życia wędrówce, na połowie czasu, straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi, w głębi ciemnego znalazłem się lasu

Leave your comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.